niedziela, 7 października 2012

wykończeni!


Całe szczęście nie tylko ja jestem teraz wykończona. Kogo jeszcze to spotkało? Odpowiedź poniżej :-)




1. Kolorówka

Tylko dwa produkty, ale jakże napawające dumą (każda z Was wie zapewne jak trudno skończyć cokolwiek z kolorówki, prawda?)






* Puder bambusowy z Biochemii Urody 

Kiedyś byłam w nim zakochana, ale chyba mi przeszło :-) Trochę za bardzo bieli twarz, a sam mat nie utrzymuje się za długo.

* Podkład Bourjois Heathy Mix

Z tym panem było zupełnie na odwrót. Na początku przeszkadzał mi jego bardzo żółty odcień, natomiast doceniłam go w czasie, gdy nękały mnie zaczerwienienia i większe niedoskonałości. Ładnie odświeżał twarz. Mój kolor to 52 jednak jeżeli będę kupować go drugi raz (czego nie wykluczam) to zdecydowanie sięgnę po 51.  



2. Zapachy

Kolejny, 'trudny' dla mnie dział. 




* Biotherm Eau Pure

Dostałam ją w prezencie na zeszłe urodziny, więc jej zużycie zajęło mi ponad rok (całkiem niezły wynik jak na mnie :)) Więcej o niej pisałam w Ulubieńcach kwietnia.

* Yves Rocher the vert

Mój pierwszy produkt z Yves Rocher, kupiony x lat temu w Paryżu. Zapach zielonej herbaty od razu przenosi mnie do jednych z najwspanialszych wakacji w moim życiu..  



 3. Pielęgnacja ciała




Dwa peelingi z The Body Shop. Jeden dosyć ostry, zbity i kwiatowy, drugi o żelowej konsystencji, owocowym zapachu i pięknym kolorze ( który niestety brudzi wannę: ( )




4. Pielęgnacja twarzy





* Jeden z moich ukochanym peelingów - zdzieraków z TBS (klik)

* Płyn micelarny z Vichy. Naprawdę fajnie zmywa makijaż, jednak bez promocji nie jest dla mnie interesujący :-) Niczego nie urywa.

* Krem nawilżający Sephora. Jak wyżej, żadnego och czy ach. Ot, zwykły, lekki krem na dzień. Bez spektakularnych efektów ani bez szkody dla twarzy.


A Wam udało się coś zużyć np. z kolorówki? U mnie zerowanie idzie pełną parą, kolejna torba się zapełnia! Możecie być ze mnie dumne :-)




Ściskam,
Karolka

sobota, 25 sierpnia 2012

souvenirs!


W związku ze zmianą pracy i innymi zawirowaniami życiowymi, nie było mi dane wyjechać w tym roku nigdzie na wakacje. Ale od czego ma się przyjaciółki, które zlitują się i przywiozą biedakowi cudne prezenty z podróży? :)


Od Oli, która podróżowała po Brazylii przez calutki miesiąc, dostałam:



Szampon oczyszczający i maskę odżywczą brazylijskiej marki Nativa SPA. Szampon jest dosyć niespotykany, bo zawiera granulki peelingujące skórę głowy (w związku z tym do użytku jedynie raz w tygodniu). Świetnie oczyszcza i pozostawia włosy skrzypiące z czystości :) Maska jest baaardzo regenerująca, ma bogatą konsystencję i piękny zapach. Delektuję się nią i również używam jej raz do dwóch razy w tygodniu. 


Magda przywiozła mi z Berlina takie oto smakołyki: 



Bomba do kąpieli Fizzbanger i maska do włosów blond Marilyn z.. LUSHa oczywiście :) Bomby jeszcze nie używałam, ale paaachnie niesamowicie :) Jeżeli chodzi o maskę to właśnie siedzę z nią na włosach, także o efektach napiszę Wam za jakiś czas :) 


Fizzbanger w wodzie zachowuje się tak: 



Już nie mogę się doczekać!


Do tego dorzuciła mi peeling Pink Grapefruit od Neutrogeny, który baaardzo chciałam mieć, ale jak wszystkie wiemy, kosmetyki pielęgnacyjne tej firmy nie są dostępne w Polsce :(



Bardzo Wam dziękuję dziewczyny! :**** Dzięki Wam te ZBYT warszawskie lato nie było taki złe :)

piątek, 24 sierpnia 2012

Liebster Tag Award

Jako, że zalegam w pracy, postanowiłam wykorzystać chwilę spokoju i odpowiedź na tag, do którego zaprosiła mnie Kolorowy Pieprz (merci!)

Jedziemy z pytaniami:
1. Czy żałujesz czegoś co zrobiłaś, lub czego nie zrobiłaś?
Chyba najbardziej żałuję zaprzestania 6-letniej nauki języka francuskiego. Muszę się za niego znowu wziąć!

2. Gdybyś mogła wybrać- kim teraz byś była?
Tym kim jestem, pracującą studentką mieszkającą ze swoimi dwoma miłościami i posiadającą garstkę fantastycznych przyjaciół :)

3. Wolałabyś być milionerką z małym rozumkiem, czy naukowcem z przyznanym pośmiertnie Noblem?
Naukowcem! Nie samym Noblem człowiek żyję, na pewno za życia starczyłoby mi na wieele wacików :)

4. Czy umiesz pływać na plecach?
Na plecach, na brzuchu, na boku...:P

5. Czy gdybyś miała możliwość i pewność braku komplikacji- poddałabyś się operacji plastycznej? Jakiej?
Haha, chyba przeszczep włosów. Powiedzmy, że w tym momencie czoło to mój DUŻY atut :D

6. Cecha, która przyciąga Cię do posiadających ją ludzi?
Podobne do mojego poczucie humoru.

7. Czego nigdy nie założysz na siebie?
Hmmm, topu do pępka, zbyt któtkich szortów itp.

8. Czy kiedykolwiek coś na innych blogach Cię zdenerwowało?
Nieuczciwość i chamski product placement nie są za fajne, ale jeżeli wiem, że dana blogerka jest 'umoczona' to po prostu nie czytam więcej jej wypocin :)

9. Co zabierasz na bezludną wyspę- telefon do kontaktu z rodziną oraz przewodnik : jak przeżyć na bezludnej wyspie? czy rodzinę:)?
Zdecydowanie moją rodzinę! Były policjant-antyterrorysta, krawcowa, marketingowiec, logistyk i inspektor budowlany = PRZEŻYJEMY :)

10. Jak szybko się opalasz?
Woooolno. Jak już się opalę to na czerwień, po czym po dwóch dniach znowu jestem blada :(

11. Parasol czy płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze?
Parasol. Chociaż zazwyczaj go dźwigam przy 30 stopniowym upale, a gdy jest oberwanie chmury to zapominam wziąć go z domu :p


Moje pytania prezentują się następująco:

1. Twoja wymarzona praca to...
2. Jeżeli miałabyś być zwierzęciem to jakim i dlaczego?
3. Czy zapach potrafi przypomnieć Ci konretną chwilę/okres w Twoim życiu itd.?
4. Jeżeli mogłabyś jeść jedną potrawę codziennie to co by to było?
5. Cecha Twojego charakteru, z której nie jesteś dumna
6. Czy masz jakiś wyjątkowy talent? Jeśli tak to jaki?
7. Sławny mężczyzna, który jest najbardziej zbliżony do Twojego ideału piękna ;)


Do zabaway zapraszam:

I każdego, kto miałby odpowiedzieć na moje pytania :)


Karolka

niedziela, 5 sierpnia 2012

Biedroneczki są w kropeczki!

Dobra, uległam stworzeniu w czarne kropki (nie jest dobrze). 

Oto co kupiłam: 






Maseczki AA Skuteczna Pielęgnacja: odżywiającą oraz matująco-regenerującą (1,99/szt.)

Kule do kąpieli Body Club: owoce leśne i owoce tropikalne (3,99/szt.)

Bell Push Up Mascara (9.99)  [Po tej notce Kolorowego Pieprzu, po prostu musiałam ją mieć! :)]

Bell Fluid kryjąco - korygujący  (9,99)

Bell Róż do policzków (5,99)



Wyhaczyłyście coś dla siebie? :)


sobota, 4 sierpnia 2012

Dwa ulubione zdzieraki


Dzisiaj kilka słów o najchętniej używanych przeze mnie rzeczy do peelingu ciała i twarzy. 





Na początek twarz:


The Body Shop, peeling algowy do cery zanieczyszczonej





Jak już wiecie, bardzo lubię produkty z serii algowej (miałam tonik i żel do mycia). Według mnie fajnie oczyszczają i pozostawiają skórę świeżą i gładką. Z panem powyżej jest podobnie. Jest dosyć ostry, dlatego nie nada się dla posiadaczek skór suchych i wrażliwych. Dla tych ze cerą mieszaną i tłustą będzie idealny :) Używam go 2-3 razy w tygodniu. Ma piękny zapach i jest bardzo wydajny (starczył mi na ok. 3 miesiące). Cena 39zł/200 ml. 


Ciało: 


Moim świętym gralem nie jest wcale żaden drogi scrub do ciała. Okazuje się, że wystarczy odrobina żelu pod prysznic (u mnie najlepiej sprawdzają się oliwki myjące) i właśnie ten "przyrząd". Z jednej strony ma większe wypustki, które są w miarę delikatne i nadają się do masażu wewnętrznych stron ud, ramion czy brzucha (zdjęcie po prawej). Z drugiej natomiast posiada małe igiełki, które dają bardziej popalić naszej skórze :) Traktuję nimi pośladki oraz tylną i zewnętrzną stronę ud. Koszt takiej zabawki to ok. 14 zł (do zdobycia np. w Rossmannie). Mogę się mylić, ale taka myjka wydaje mi się być bardziej higieniczna i trwała niż powszechnie znane szorstkie gąbki do masażu. 

Podsumowując: to są rzeczy, którymi najbardziej lubię "katować" moją skórę, aby była pięknie oczyszczona, gładka i lepiej wchłaniała nakładane na nią specyfiki. 

A jakie są Wasze ulubione sposoby na wykonywanie tego zabiegu w domu? :)


Karolka


poniedziałek, 30 lipca 2012

Mam na imię Karolka i jestem zakupoholiczką..


Mimo, że ostatnio jestem w sytuacji, że powinnam raczej zaciskać pasa, nie mogę się oprzeć zakupom! Chyba powinnam zainteresować blogowymi akcjami w stylu "przeżyć sierpień za 50 zł" :)

Ze spuszczoną głową prezentuję Wam moje łupy:



Jakiś czas temu moja przyjaciółka dała mi "niuchnąć" swoją limitowaną wodę toaletową od Yves Rocher z serii Plaisirs Nature o zapachu mango-marakuja. Zgodnie stwierdziłyśmy, że może ona uchodzić za tańszy odpowiednik słodkich Escad. Piękny, letni zapach ze słodką, owocową nutą. Odkładałam jej zakup, aż w końcu wybrałam się do Yves Rocher. Jakie było moje zaskoczenie, gdy Pani poinformowała mnie, że już ich nie ma. W popłochu (dosłownie) ruszyłam do innego sklepu, w którym na szczęście dorwałam upragnioną buteleczkę. Planowałam wprawdzie kupić małą pojemność 20 ml (w sam raz nadaje się do torebki), jednak zostały już jedynie setki. Suma sumarum skusiłam się, gdyż 5 razy większa pojemność, kosztuje jedynie 39,99, natomiast dwudziestka 19,99. Zapach jest nietrwały, ale za to idealny na upały :) Gdybym nie miała pierdyliona specyfików pod prysznic na pewno dokupiłabym jeszcze żel o tej samej nucie zapachowej.


W związku z tym, że miałam 50%-wy kupon rabatowy na dowolny kosmetyk złapałam jeszcze żel do mycia twarzy z serii Hydra Vegetal (jego brat-krem bardzo przypadł mi gustu). Po rabacie wyszedł mnie jedynie 15 złotych. 

Żeby dobić do okrągłej kwoty i mieć kolejną pieczątkę (bez komentarza.. ;p) wzięłam jeszcze maseczkę oczyszczającą z serii pure system, którą bardzo lubię. Cena: 4,90.


W naturze kupiłam szampon (oczyszczający) i odżywkę (dla brunetek) firmy Timotei. Ich nowe opakowania mnie zauroczyły, do tego uwielbiam te zapachy :) Cena ok. 12 zł. 


A co nowego u Was?

Karolka


środa, 25 lipca 2012

kakaowo-zakupowo


Dzisiaj na szybciocha pokażę Wam moje ostatnie apteczne zakupy. Już od dawna chciałam wypróbować produkty firmy Palmer's i wreszcie mogłam zrealizować moją zachciankę. Akurat trafiłam na promocję na stronie apteki Ziko -20% na wszystkie produkty tej firmy. IDEALNIE! Do koszyka poleciały: peeling do ciała, oliwka oraz balsam, wszystkie z serii kakaowej. 




Zapach? mmmmarzenie! Peeling i balsam kupiłam trochę w ciemno, natomiast o oliwce dla kobiet w ciąży (nie, nie spodziewam się dziecka :P) słyszałam wiele dobrego. Wytestuję i na pewno Wam opowiem :) 

Ceny po rabacie:
peeling (200g):  33.53 zł
oliwka (150ml): 22.23 zł
balsam (400ml): 18,18 zł

Miałyście coś tej firmy godnego polecenia?


Karolka



niedziela, 22 lipca 2012

Urodzinowo

Wracam po rekordowo długiej przerwie! Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo intensywne: po prawie 2,5 roku zmieniłam pracę, a po dwóch tygodniach pracy w nowej firmie okazało się, że dostałam jeszcze lepszą :) od sierpnia więc zaczynam przygodę z międzynarodową korporacją, muszę zaopatrzyć się w kilka koszul, spodni i butów (mam nadzieję, że zdążę przed końcem wyprzedaży). Już teraz mogę zdradzić, że przez 2,5 roku związana byłam z na pewno bardzo Wam dobrze znaną drogerią, w której zostawiacie połowę swoich wypłat (nie inaczej było w moim przypadku:P) - Rossmannem. Myślałam nad napisaniem posta, w którym opowiedziałabym Wam o pracy w tym sklepie 'od kuchni', zasadach, polityce firmy, klientach, nerwowych sytuacjach itd. Jeżeli macie ochotę przeczytać coś takiego to dajcie znać.

Co jeszcze? Obroniłam pracę licencjacką na europeistyce i dostałam się na studia magisterskie na SGH :)

Przechodząc do tematu, chciałabym Wam zaprezentować jakie wspaniałości dostałam od moich przyjaciół na urodziny (niestety z lekkim poślizgiem, bo urodziny miałam 24. czerwca :p).

Zaproszeni goście wiedzieli o moim kosmetycznym zacięciu, dlatego dostałam właściwie same pachnące i upiększające specyfiki :)

Pielęgnacja ciała:



1. AVON, olejek do masażu i kąpieli, Tajski kwiat lotosu - jego piękny zapach był mi znany już wcześniej, gdyż posiadam maseczkę do twarzy z tej samej serii. Super nawilżacz i umilacz kąpieli :)

2. Farmona Magic SPA, olejek do kąpieli, Powiew wiosny - darczyńca trafił z zapachem w dziesiątkę! Uwielbiam świeże zapachy, kojarzące się z praniem i czystością :) Olejek tworzy delikatną pianę i świetnie zmiękcza wodę.

3. The Body Shop, Moringa, scrub do ciała - nie jest nowością, że uwielbiam peelingi z tbs. Wszystkie jakie do tej pory miałam były gęste i zbite (mniej przepadam za tymi lejącymi się jak np. z biedronki). Ten również mnie nie zawiódł swoją konsystencją, a jego zapach... prawdziwa rozkosz ;)


Makijaż:





1. Benefit, maskara They're real!- mój ulubiony typ szczoteczki: długa, szeroka, silikonowa. W swojej konsystencji tusz jest odrobinę za gęsty, jednak sprawę powinno załatwić kilka kropel micela wlane do środka. Efekt na rzęsach bardzo mi odpowiada.

2. Bourjouis, Volume Fast&Perfect  Mascara- od dawna chciałam ją wypróbować. Efekt na "gołych" rzęsach może nie jest spektakularny, ale nałożona jako druga warstwa na już pomalowane rzęsy inną maskarą tworzy prawdziwy efekt sztucznych rzęs. Trzeba jednak uważać, żeby nie trzymać jej zbyt blisko nasady, bo potrafi się "wkręcić" (traumatyczne przeżycie!).

3. Revlon Lip Butter- REWELACJA! Optymalne nawilżenie, delikatny kolor i połysk, dla mnie strzał w dziesiątkę :) Po dwóch tygodniach używania pobiegłam do sklepu po inny, tym razem mocniejszy kolor :)

4. Art Deco, baza pod cienie- klasyk :) stosowałam, polubiłam i wykończyłam, także kolejny słoiczek sprawił mi ogromną radość ;)


Pielęgncja: inne
 


1. Aussi, odżywka do włosów- piękny zapach i cudowne działanie :) czego chcieć więcej? Chyba tylko dostępności.

2. Vichy, woda termalna- idealnie sprawdziła się podczas upalnego początku lipca. Podobno fala upałów znowu przed nami więc trzymam ją na wierzchu :)



Zapach



Od mojego lubego dostałam wodę, na którą chorowałam od dłuższego czasu. Chloe jest bardzo kobieca i klasyczna, uwielbiam ją.



Biżu:


Moja pierwsza Lilou od trzech przyjaciółek, które oprócz niej podarowały mi coś mega wyjątkowego. Generalnie większość znajomych wie o tym, że mam hopla na punkcie filmików urodowych na YT. Więc co zrobiły te wariatki? Każda z nich nagrała dla mnie video z parodią owych filmików. Podczas projekcji na imprezie popłakałam się ze śmiechu i ze wzruszenia :)


Jak co roku dochodzę do wniosku, że chciałabym mieć urodziny codziennie :) 

Karolka

czwartek, 3 maja 2012

Kwietnowe-lowe


Cześć Dziewczyny!

Mam nadzieję, że Wasza majówka jest równie udana jak moja. Mimo tego że zostałam w Warszawie, spędzam ją bardzo aktywnie. Rowery, spacery, rolki, ostatnio także i longboard (super fun!). 




Ale do rzeczy :) Nigdy nie opisywałam na blogu ulubieńców konkretnego miesiąca, jednak ta piękna pogoda zainspirowała mnie do podzielenia się z Wami moimi ostatnimi miłościami :) Myślę, że co jakiś czas taka notka to fajna sprawa (ale nie za często, bo jestem raczej wierna swoim faworytom i rzadko ich zmieniam).

A więc (nie zaczyna się zdania od "a więc", blablabla :P) chciałabym Wam przedstawić moje kwietniowe-lowe:




Od lewej:

Apart, olejek do kąpieli w saszetce. Nie chodzi o konkretny zapach ze zdjęcia, bo używałam chyba wszystkich i wszystkie bardzo polubiłam :) Bardzo żałuję, że nie mogę nigdzie dorwać ich w większych opakowaniach, które na pewno byłyby bardziej ekonomiczne. Jedna saszetka wlana do kąpieli tworzy delikatną pianę, a w całej łazience unosi się piękny zapach. Cena- ok. 2 zł.

The Body Shop, żel pod prysznic o zapachu mango. Umilał mi chłodne prysznice w te ostatnie gorące dni. Doskonale orzeźwia, zapach długo utrzymuje się na skórze. Cena- 19 zł.

Biotherm, mgiełka do ciała. IDEAŁ na lato. Zapach jest delikatny, cytrusowy (nuty zapachowe: limonka, kiwi, rabarbar, grejpfrut, cytryna, zielona herbata, lotos, paczula, piżmo, mech dębowy). Dostałam ją na urodziny w zeszłym roku i powróciłam od razu gdy zaczęły się ciepłe dni tej wiosny. Cena- ok 115zł.

Yves Rocher, żel-krem intensywnie nawilżający. Dostałam sporą próbkę przy okazji ostatnich zakupów i wiem na pewno, że skuszę się na pełnowymiarowy produkt. Kolejny kosmetyk idealny na upały. Ma delikatną konsystencję, świeży zapach, błyskawicznie się wchłania, skóra jest po nim miękka i nawilżona. Jestem na tak, tak, tak! Cena- 39 zł.

Yves Rocher, szampon do włosów, I love my planet. Kupiłam go w sumie bez przekonania, bo jego recenzje były różne, ale zdecydowanie nie żałuję! Moje włosy dawno nie wyglądały tak dobrze po żadnym szamponie. Miękkie, błyszczące i puszyste. Lubię to!  Cena- regularna ok. 15 zł, w ostatniej promocji ok. 9 zł.


A ulubionym odkryciem tego miesiąca było cudowne miejsce na moim Ursynowie. Mieszkankom Warszawy serdecznie polecam odwiedzeni Cafe Roskosz na ul. Wiolinowej. Pyszna kawa, lemoniada, cydr, wino, lody, jedzonko :) Do tego leżaczki, świetna muzyka czyli wszystko czego człowiek potrzebuje w te upalne dni :) ostatnio jestem tam codziennie.



Jak macie ochotę to napiszcie mi o swojej majówce lub o ostatnich ulubieńcach. Z przyjemnością poczytam :)

Buziaki,
Karolka


PS.W powietrzu czuję rozdanie...

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Recenzja: The Body Shop, Body Polish


Kolejna szybka recenzja. Dzisiaj produkt, który o dziwo podbił nie tylko moje serce, ale również i mojego lubego (co baaardzo rzadko się zdarza :)) 

Mowa o peelingu o zapachu granatu z The Body Shop.






Wiadomo, skoro TBS to polecam zakupy w czasie wyprzedaży. Mnie udało się go kupić za 29 zł (jego regularna cena to bodajże ok 60 zł!)

Dla wielbicieli mocnych zdzieraków, produkt okaże się bezużyteczny. Jest to bardziej żel pod prysznic z delikatnymi granulkami masującymi, takie 2 w 1. Tak, wiem, z reguły "jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego". Moim zdaniem jednak, jest to szybki i wygodny sposób na umycie ciała z dodatkiem delikatnego masażu. Me likey!

 Uporządkujmy zalety!

*Piękny zapach, właściwie mało owocowy, ale dalej bardzo przyjemny i świeży
*Fajna konsystencja; produkt nie spływa, a do tego rewelacyjnie się pieni! Bardzo przyjemne jest uczucie, gdy delikatne granulki rozpuszczają się i nasze ciało otula puszysta piania :)
*Po użyciu skóra nie jest może jakoś super nawilżona, ale na pewno nie jest ściągnięta i wysuszona
*Wygodne w użyciu  opakowanie 
*Przyzwoita wydajność

Wady?

*W zasadzie nie widzę innych oprócz ceny. Jednak TBS to TBS, trzeba się z tym pogodzić :)


Macie swoich faworytów z The Body Shop? 


Karolka











niedziela, 22 kwietnia 2012

Recenzja: Pharmaceris S, nawilżający krem ochronny do twarzy SPF 30


Sezon wiosenny w pełni, wypadałoby więc zainwestować w wyższą ochronę przeciwsłoneczną. Ja w tym sezonie powróciłam po raz kolejny do kremu Pharmaceris z filtrem 30stką (istnieje również wyższa opcja SPF 50,  na którą pewnie skuszę się latem).




Produkt sam w sobie jest wkurzający, bo... nie ma żadnych wad :) Naprawdę nie ma się do czego przyczepić!

Po kolei:

*jest lekki, doskonale sprawdza się pod makijaż
*wchłania się w trymiga 
*nie męczy zapachem, w zasadzie nie posiada żadnego
*nie zapycha 
*jest mega wydajny, a do tego niedrogi (29-36 zł)
*przyjazne opakowanie, miękka tubka z porządnym zamknięciem


Dziewczyny, pamiętacie o ochronie przeciwsłonecznej? :)

Karolka


PS. Macie może jakieś sprawdzone specyfiki na gojenie się zadrapań? Nieźle się urządziłam i wyglądam jak ofiara przemocy w rodzinie :( Zadrapanie przez cały policzek :( Boje się, że zostanie mi blizna... POMOCY!

czwartek, 12 kwietnia 2012

Wszyscy mają BlogBox, mam i ja!


Nareszcie!

Mój osobisty Blogbox trafił wreszcie w moje ręce :) Baaardzo dziękuję jego autorce, czyli Angel z bloga angelmaluje :) Z góry przepraszam za średnią jakość zdjęć (sztuczne światło), ale chciałam jak najszybciej pokazać światu moje pudełeczko.




Przed otwarciem...



Po otwarciu...




Jak widzicie zarówno pudełko jak i opakowanie poszczególnych niespodzianek prezentuje się cudnie :) Ale co kryły paczuszki?




Ale po kolei...


Próbki:



Od lewej:
Avene, mleczko do demakijażu
Natuderm botanics, oliwka do masażu
Bottega Verde, kojący żel z aloesem
L'erbolario, tutaj nie jestem pewna, bo moja nauka włoskiego skończyła się wraz z końcem liceum co było x lat temu :) ale chyba jest to tonik z ekstraktem z zielonej herbaty. Angel, kochana, popraw mnie jeśli się mylę, żebym sobie np. perfum na twarz nie wylała :P


Lecimy dalej...


Dairy fun, sól do kąpieli o zapachu karmelowego jabłka. Muszę zaznaczyć, że dla mnie to w ogóle nie pachnie jabłkiem czy karmelem tylko pięknymi perfumami :) Sprawdzę przy najbliższej kąpieli!






AA, pomadka ochronna z masłem Shea i olejem ze słodkich migdałów. Plus za wysoki filtr, w sam raz na wiosnę :)




Dr. SCHELLER, żel pod prysznic o zapachu granatu



Alessandro international, krem do rąk o (PRZECUDNYM) zapachu czekolady i karmelu. Dodatkowo doskonale pasują dwa aniołki i napis "Angel" na opakowaniu :)


Jak widzicie mój Blogbox jest bardzo smakowity. Jeszcze raz dziękuję Ci, Agnieszko, za świetne niespodzianki :) A Wam serdecznie polecam zabawę w pudełeczka. Więcej szczegółów na blogu Obsession, pomysłodawczyni Blogboxów.

Jeżeli chcecie zobaczyć co znalazło się w Blogboxie mojego autorstwa zapraszam tu :)


Buziaki,
Karolka

wtorek, 10 kwietnia 2012

Yankee-mania!

Witajcie Kochane :)

O produktach firmy Yankee Candle słyszałam już dawno. Jednak jak to zwykle bywa z produktami "zapachowymi", trudno kupić je w ciemno przez internet. Jakiś czas temu biegnąc po podziemiach ronda Dmowskiego kątem oka zobaczyłam ich sklep firmowy. Dzisiaj podczas spotkania z przyjaciółką, postanowiłam w reszcie do niego zajrzeć i powąchać co nie co. Wizyta okazała się być bardzo udana. Miły Pan Sprzedawca bardzo dokładnie przedstawił nam cechy świeczek, ich zapachy, ceny itd. Od powąchania ok 20 (?) wariacji zapachowych kręciło mi się w głowie. Najbardziej do gustu przypadły mi "ciepłe" zapachy Soft Blanket, Baby Powder (pachnie jak prawdziwa zasypka!:D), Beach Walk. I oczywiście ten zapach, który wybrałam, czyli Pink Sands. (opis ze strony "Egzotyczna mieszanka świeżych i soczystych cytrusów, słodkich kwiatów i pikantnej wanilii."). 







Zdecydowałam się właśnie na ten, gdyż okazał się być "zapachem miesiąca" i mogłam go kupić z 25% rabatem (Wszystkie zapachy miesiąca dostępne są na tej stronie.) Postawiłam na średnią wielkość słoika, który po zniżce kosztował mnie ok 55 zł. Wiem, wiem, majątek jak na świeczkę. Jednak przekonuje mnie obietnica producenta, że moja świeczka będzie się palić nawet do 90 godzin! W przeliczeniu wychodzi to niewiele ponad 60 groszy za godzinę przyjemności :)
Dodatkowo na stronie często pojawiają się dodatkowe promocje, więc warto by czujnym. Jednak przedtem zalecam wizytę w sklepie stacjonarnym, by zorientować się w gamie zapachów. 

Myślę, że jest to doskonały pomysł na prezent (dostępne są również zarówno mniejsze jak i większe wielkości, więc każdy znajdzie coś na swoją kieszeń). Jeżeli nie jesteśmy pewni czy dany zapach nam się spodoba i nie chcemy ryzykować zakupu dużego słoika, możemy zdecydować się na sampler: 9 złotych za 15h palenia.


Miałyście do czynienia z tą firmą? Jakie są Wasze ulubione zapachy? Mnie rozbroił Fluffy Towels, który rzeczywiście pachniał jak świeżo wyprane ręczniki, magia :D 

Nie jestem w żaden sposób związana z wyżej wymienioną stroną i sklepem. 



Karolka

PS. Macie już swoje Blogboxy? Bo ja wciąż czekam :( Czekam też na notkę osoby, którą obdarowałam, mam nadzieję, że wszystko doszło :)



wtorek, 3 kwietnia 2012

Recenzja: Yves Rocher, Cure Solutions, maseczka przywracająca świeżość i blask

To, że bardzo lubię sklep Yves Rocher nie jest już dla Was żadną tajemnicą. Zarówno produkty, obsługa jak i program lojalnościowy dla stałych klientów bardzo mi odpowiadają. Co jakiś czas dostaję od nich za pośrednictwem poczty kupony rabatowe i inne ciekawe oferty. Ostatnią z której skorzystałam był prezent niespodzianka o wartości 70 zł przy dowolnych zakupach powyżej 59 złotych. Ową niespodzianką okazała się maseczka przywracająca skórze świeżość i blask. Do testów podeszłam z ogromną ciekawością, bo przyznam, że nie kupiłabym jej na pewno w regularnej cenie. Czy przypadła mi do gustu? Zapraszam do lektury :)




Pani, która obsługiwała mnie tego dnia, bardzo zachwalała ten produkt i zapewniła, że na pewno będę zachwycona. Z reguły puszczam takie komentarze mimo uszu, bo sama "robię w tym biznesie" i wiem, że czasami są one mało szczerze. Jednak w tym wypadku jej pieśni zachwytu były naprawdę uzasadnione :) 


Niewątpliwym plusem maseczki jest czas, który musimy przeznaczyć na jej aplikację. Wystarczy zaledwie pięć minut, by w znacznym stopniu poprawić wygląd naszej buzi. Można rzec o niej niemal "ekspresowa". Zazwyczaj maseczki nakładam na noc, żeby dogłębnie zregenerować lub oczyścić cerę. Rano zwyczajnie nie mam czasu na domywanie twarzy z zaschniętych maseczek typowo oczyszczających lub zrywanie tych peel-off. 5 minut jednak to tyle co zaprzenie kawy i sprawdzenie poczty :) 

Produkt ma konsystencję delikatnego żelu. Bardzo łatwo się nakłada, nie spływając przy tym z twarzy. Zapach również jest przyjazny, delikatny, lekko ziołowy. 




Po kilku minutach twarz ma jednolity kolor, jest odświeżona i delikatnie rozjaśniona. Wszelkie zaczerwienienia są mniej widoczne, cera jest "uspokojona". Myślę, że doskonale sprawdzi się po nieprzespanej nocy. 

Jest bardzo wydajna. Potrzebujemy tylko odrobiny (mniej więcej tyle co na zdjęciu), by pokryć całą twarz. 

Jedynym minusem jest cena. Mimo dobrych efektów nie skusiłabym się na nią za 70 złotych. Na szczęście dostałam kolejny rabat na zakupy więc może kupię ją ze zniżką.

Podsumowując: jestem na tak, jednak jeżeli nie śpicie na milionach, polecam zaczekanie do promocji lub założenie karty stałego klienta :)


Karolka

piątek, 16 marca 2012

Denko goni denko


Cześć dziewczyny,

Jako że torba, w której trzymałam opakowania po zużytych kosmetyków, pękła (dosłownie) w szwach, stwierdziłam, że to najwyższa pora, aby przedstawić Wam o nich moją opinie :) 

Lecimy..


Garnier, odżywka do włosów z olejkiem z awokado i masłem karite 


Czytałam o niej dużo ochów i achów, ale dla mnie to ot, zwykła odżywka. Niczym nie powala.. Ładny zapach, bardzo niewydajna. 



Soraya family fresh, cytrusowy żel pod prysznic


Dostałam go w paczce świątecznej z pracy. Powiem krótko, znienawidziłam go :) Skurczybyk mnie uczulił, jego zapach mnie mdlił a do tego okazał się niezwykle wydajny więc męczyłam się z nim ZBYT długo. Ogólnie nie polecam, dziewczyny z pracy też narzekały, że powyskakiwały im po nim dziwne krostki :/


The Body Shop, scrub do ciała o zapachu orzecha brazylijskiego



Oj.. z tym panem to się lubimy -> KLIK


Bielenda, tonik matujący, ogórek&limonka


Kupiłam go jeszcze latem (!) więc starczył mi na dłuuugie miesiące (przy używaniu raz dziennie). Doskonale sprawdza się podczas porannej pielęgnacji, fajnie odświeża buzie i pobudza nasze zmysły :) Efektu matującego nie zauważyłam, gdyż zawsze po toniku w ruch idzie krem. Cena też nie odstrasza (ok. 10 zł), polecam :)


Ziaja, lawendowy szampon do włosów przetłuszczających się 


Duża butla, niska cena, przyjemny (mało lawendowy) zapach. Nie zauważyłam jednak, by utrzymywał dłużej świeżości moich włosów.


The Body Shop, algowy żel do twarzy



Baaardzo przyjemny żel o gęstej konsystencji. Fajnie oczyszcza twarz, nie podrażniając jej. Ma delikatny zapach. Cała algowa seria przypadła mni do gustu. Idealna dla posiadaczek cer mieszanych i tłustych.


Biały Jeleń, żel pod prysznic z kozim mlekiem



Mój wybawiciel, pisałam o nim niedawno. Uspokoił moją podrażnioną skórę (Soraya, brr). Jego wydajność nie powala, ale jestem gotowa wybaczyć mu wszystko :)


Shauma, owocowa odżywka do włosów


Bardzo przeciętny kosmetyk. Kupiłam ją, ponieważ potrzebowałam czegoś "na już", a kosztowała tylko 4,19(!). Ma cudowny zapach, jednak działanie w zasadzie niezauważalne. 


Yves Rocher, żelowy tonik to twarzy


Wielokrotnie piałam nad nim z zachwytu, np tu KLIK




Bioderma, płyn micelarny


Dla mnie żadna rewelacja, nie rozumiem całej fascynacji tym płynem. Zdecydowanie wole tańszy Bourjois.


ArtDeco, baza pod cienie


KWC, dla mnie ideał. Na samym końcu była już zbyt gęsta, ale dzielnie służyła mi przez długie miesiące. Nie należy do najtańszych (40zł), ale świetnie przedłuża żywotność cieni , sprawia, ze pozostają na swoim miejscu (nie rolują się, nie zbieraja) przez cały dzień. Teraz kupiłam sobie tę z Essence, ale jest beznadziejna :( Chcę zapolować na nowość od Daxa, ale nigdzie nie mogę jej dorwać (Warszawianki, widziałyście ją gdzieś?)


Jak u Was z denkami? Jesteście wytrwałe w zużywaniu? ;) Miałyście któryś z tych kosmetyków?


Karolka

środa, 14 marca 2012

30 days shred- update

Witajcie Kochane,

Przepraszam za moją długą nieobecność, mam nadzieję, że tym razem wrócę ze zdwojoną siłą :)

Dzisiaj króciutko o moich kolejnych przeżyciach z 30 days shred. 

Niestety przez pracę w każdy weekend (pt, sob, niedz), po której przychodzę do domu wyczerpana i ledwo mogą ruszyć nogą, troszeczkę przeciągnie mi się te 30 dni. Powinnam już w zasadzie kończyć 2 level a jestem dopiero na 4 dniu :( 

Sam drugi poziom jest moim zdaniem duuużo cięższy od pierwszego, męczę się przy nim jak nigdy :) Ale cieszę się z tego, bo w końcówce pierwszego levelu nic już nie czułam. Ćwiczenia są też bardziej urozmaicone, fajnie, że zwiększyła się też trudność ćwiczeń na mięśnie brzucha. 





Teraz pomiary (przypominam, że pierwsze wykonałam przed rozpoczęciem cyklu treningów, 27.02)

Waga- od ostatniego pomiaru (6.03) stoi w miejscu :( muszę bardziej przyłożyć się do diety. Wiadomo, że waga sama w sobie nie jest najważniejsza, ale jednak czuję niedosyt.

Talia -1,5 (łącznie 4cm)
Boczki - 2,5 (łącznie 6,5 cm)
Biodra 0 (łącznie.. 0)
Pupa -1 (łącznie 3cm)
Uda 0 (...)
Biust -3 (łącznie 5cm)

Łącznie spadło ze mnie 18,5 cm :)


:) jest nieźle. Mimo opuszczenia kilku dni treningu, efekty są zadowalające. Oczywiście bardzo mnie motywują i dzięki nim będę jeszcze bardziej przykładać się do ćwiczeń :) 


A co u Was? Też ciśniecie? :)

Karolka

wtorek, 6 marca 2012

30 days shred!



Ja też zwariowałam na punkcie tego treningu. Jillian Michaels znałam już wcześniej (prowadziła jakiś program o zdrowym trybie życia na TVN Style), jednak 30-dniowy plan treningowy jej autorstwa odkryłam (pewnie jak większość z Was) dzięki blogowi Urban.

Na pewno już dobrze wiecie na czym polega samo założenie treningu, bo wiele blogerek zaczęło swoją przygodę z Jillian w ostatnich tygodniach. Jeżeli jednak uchowały się jakieś czytelniczki, które nadal żyją w błogiej nieświadomości to szybciutko Wam opiszę o co chodzi.

Trening trwa 30 dni, podzielony jest 3 poziomy, z których każdy trwa 10 dni. W każdym pojedynczym treningu mamy 3 cykle, a każdy z nich zawiera 3 minuty ćwiczeń siłowych, 2 minuty aerobów i minutę brzuchów. Oczywiście każdy trening rozpoczyna rozgrzewka a kończy rozciąganie. 



Zostały mi 2 treningi z levelu pierwszego. I całe szczęście, bo zaczęło się robić nudno :( znam wszystkie teksty Jillian na pamięć, nie mówiąc o kolejności ćwiczeń i długości ich trwania. Nie mogę doczekać się czegoś nowego! 

Pierwsze dni nie były wolne od zakwasów, ale szczerze powiedziawszy, lubię ten stan :) I trochę za nim tęsknie, bo teraz nie mam żadnych :( 

Teraz małe podsumowanie tych 8 dni:

Czuję, że jestem bardziej wytrzymała, ćwiczenia nie stanowią już dla mnie żadnego problemu. Wiem, że mogłabym bez wysiłku zrobić więcej powtórzeń. Szczególnie jeżeli chodzi o brzuszki, baaardzo je polubiłam i chcę więcej!

Dzień przed rozpoczęciem treningu (27.02) zważyłam się i zmierzyłam. Czas na efekty :) 

Waga: -1,2 kg

Talia: -2,5 cm
Boczki (moja największa zmora!!!) -4 cm
Biodra 0
Pupa -2 cm
Udo 0
Biust -2 cm

Łącznie -10,5 cm :) 

Czuję się bardzo zmotywowana tymi wynikami. Oczywiście nie samą Jillian człowiek żyje, dołożyłam do tego basen raz w tygodniu oraz zminimalizowałam spożycie słodyczy i słodkich napojów oraz wyeliminowałam fast foody. Nie chciałam przechodzić na ścisłą dietę, bo wiem, że skończyłaby się ona szybciej niż zaczęła. 


Myślę, że za jakiś tydzień zrobię Wam update (jeżeli oczywiście macie na to ochotę, dajcie znać!). Tymczasem idę na spotkanie z Jillian :)


Karolka

piątek, 2 marca 2012

Po raz ostatni!


Tak, wiem, nudy na pudy :) Obiecuję, że przez jakiś czas nie będę Was zamęczać zakupami/prezentami itp. :)

Jak już pisałam.. wróciłam do Biedronki :) Oto co dorwałam:



 Balsam do ciała Eveline wanilia i kozie mleko -Zapach jest najcudowniejszy na świecie. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi dzieciństwo. Naprawdę boski, powąchajcie! Do tego duża butla i pompka - ok. 12 zł.



Do tego chapnęłam dwa masełka (łącznie z tymi od Patrycji mam ilość dla przynajmniej trzech zdrowych osób :p)





I paczuszka z pracy na dzień kobiet (zaleta pracy w drogerii :P). Woda Krystyny, liner i błyszczyk L'oreala. Miły prezent. 




Koniec zakupów! o tak!


Karolka



PS. też uległam szaleństwu 30 days shred, idzie mi całkiem nieźle :)